|
Biuro Rynek - Ratusz 24 50-101 Wrocław tel./fax 071.344.10.46 tel. +48.607.717.225 e-mail: w.geras@okis.pl |
|
![]() |
|||||||||||||
|
|||||||||||||
|
![]() |
festiwale 2011 |
program festiwalu |
aktorzy-spektakle |
nagrody |
recenzje |
galeria |
gazetki festiwalowe |
kronika |
OFTJA 2011
Podwójny jubileusz Mariusz Urbanek Miesięcznik ODRA Ubiegłoroczne listopadowe święto monodramu było podwójnie jubileuszowe. Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora (WROSTJA) odbyły się już po raz 45, a ogólnopolski festiwal takich teatrów (OFTJA) po raz 40. Było różnie, bo także na najstarszym dolnośląskim festiwalu teatralnym mocno odcisnął swoje piętno kryzys. Jednak, jak co roku, było kilka wydarzeń, które na pewno pozostaną w pamięci znacznie dłużej niż tylko przez festiwalowy weekend. Jurorzy OFTJA nie przyznali w tym roku Grand Prix (każdy z pięciu oceniających przyznaje swoją nagrodę niezależnie, bez konsultacji z innymi; na Grand Prix muszą złożyć się głosy trzech), a jeden z członków jury wręcz przyznał swoją nagrodę amatorowi, który nie uczestniczył w konkursie, więc tak naprawdę nie powinien być w puli nagród uwzględniany. Brak Grand Prix świadczy o tym, że nie było podczas Spotkań w 2011 roku spektaklu wybitnego, który potrafiłby przekonać do siebie większość jurorów, a regulaminowy wyłom, że nie były to Spotkania najbardziej udane, skoro Bogusław Kierc zdecydował się na taką demonstrację. W puli nagrodzonych podczas ubiegłorocznych Spotkań przedstawień (zgłosiło się 24 artystów, zakwalifikowano na festiwal dziewięciu, ostatecznie wystąpiła ósemka), znalazły się aż cztery spektakle, co pokazuje rozproszenie głosów jurorów. Jedynym, który zdobył dwa głosy (aktorki Jolanty Góralczyk i krytyka Tomasza Miłkowskiego) oraz Nagrodę Główną był Krzysztof Grabowski, absolwent wrocławskiej PWST, dziś aktor teatru w Elblągu. Grabowski zbudował swój spektakl Patryk K. z fragmentów trzech powieści Jerzego Pilcha i zrobił to, a następnie zagrał znakomicie. Spowiedź zakompleksionego, neurotycznego, stłamszonego przez ojca młodego mężczyzny, który nie potrafi odnaleźć się ani w łóżku kobiety (Polacy są słabi w łóżku, bo nie są wpuszczani do łóżek, w których mogliby być mocni), ani poza nim, znalazła też uznanie u widzów, którzy Grabowskiego oklaskiwali najdłużej. Janusz Degler swoją nagrodę przyznał aktorce Teatru Polskiego Monice Bolly za spektakl Sachem według noweli Henryka Sienkiewicza – przejmującą, a zarazem bardzo przewrotną opowieść o artyście, który musi zmierzyć się z dramatyczną przeszłością, a jednocześnie nie zaprzeczyć swojej misji. Z zakończeniem tak zaskakującym, jak zaskakiwać powinien prawdziwy teatr. Aktor jeleniogórskiego Teatru im. Norwida Jacek Grondowy został wyróżniony przez prorektora wrocławskiej PWST Krzysztofa Kulińskiego. Novocento według tekstu Alessandro Baricco to historia urodzonego na statku jazzowego muzyka, który nigdy nie zszedł na ląd, a na koniec wolał razem ze statkiem zatonąć niż żyć. Ci, którzy widzieli spektakl wcześniej, twierdzą, że bywa dużo lepszy niż pokazany w konkursie, więc nagrodę traktować należy nieco zaliczkowo, ale niewątpliwie jest w Novocento potencjał na przedstawienie Piąty z jurorów, Bogusław Kierc, oddał swój głos na aktora-amatora, laureata konkursu "Sam na Sam" w Słupsku, Mateusza Nowaka z Lublina. Teatralność w jego wykonaniu okazała się pełną wdzięku zabawą teatralnymi konwencjami, a momentami wręcz kpiną z konstruowania teatralnego „misterium”, które czasem przesłania prawdziwy sens spotkania z widzem. Dobrze wiedzieć, że jeśli nawet aktorzy zawodowi z jakiegoś powodu zniechęcą się do monodramu, to nadal będzie on w bardzo dobrych, niechby i amatorskich, rękach. Konkurs podczas OFTJA to przede wszystkim rywalizacja, WROSTJA to święto monodramu, prezentacja najlepszych, pokazy mistrzów, dyskusje na temat przyszłości tej szczególnej sztuki, jaką jest teatr jednego aktora. W 2011 roku pierwszy dzień Spotkań poświęcony był w całości obchodzącemu 90. urodziny Tadeuszowi Różewiczowi. Jan Stolarczyk wspominał swoje spotkania z poetą, Tadeusz Malak przedstawił monodram W środku życia zbudowany z różnych tekstów Różewicza, a Larysa Kadyrowa z Ukrainy, jedna z wielkich dam teatru jednego aktora, wzruszający spektakl Stara kobieta wysiaduje na podstawie dramatu poety. Mistrzostwa po raz kolejny dowiodła słowacka aktora Milka Zimkova w spektaklu na podstawie własnego opowiadania Sójka, przenikliwej wiwisekcji psychiki młodej niedoświadczonej dziewczyny, której naiwna wizja świata i uczuć rozbija się o rzeczywistość pełną zła, zdrad i zboczeń. O Zimkovej od dawna wszakże wiadomo, że każdy jej spektakl to majstersztyk. Prawdziwym hitem Spotkań okazało się jednak wydarzenie na pozór nieteatralne, bo promocja kolejnej książki z serii „Czarna Książeczka z Hamletem”: Biruté Mar. Bez maski, z udziałem bohaterki tomu. Banalna wydawałoby się prezentacja książki zmieniła się w popis aktorskiego kunsztu litewskiej artystki. Opowieści o początkach kariery, niepowodzeniach i sukcesach, oraz o kolejnych spektaklach litewska aktorka przeplatała długimi fragmentami ról, o których mówiła. Kilkakrotnie na scenie dochodziło do cudownej przemiany występującej absolutnie prywatnie artystki w bohaterki Słów na piasku Becketta, Kochanka i Antygony. Biruté Marcinkevićiute Mar nie potrzebowała długich przygotowań, koncentracji, wchodzenia w rolę, wystarczyło owinięcie chustą głowy, zawinięcie jej wokół ramion albo talii, by w jednej chwili przeistaczała się w inną postać. Za każdym razem równie prawdziwą, równie wiarygodną i równie zachwycającą. Już tylko dla tego spotkania i pokazu aktorskich możliwości Biruté Mar warto było znaleźć się na 45 WROSTJA. A kolejnego wieczora widzów czekał jeszcze jeden popis artystki w monodramie Uné, opowieści o życiu innej aktorki litewskiej Une Baye-Babickaite, odpowiedniczki Heleny Modrzejewskiej. Jeśli po pierwszym wieczorze ktoś miał jeszcze wątpliwości, że Biruté Mar to aktorka wyjątkowa, to Uné te wątpliwości musiał rozwiać ostatecznie. Poświęcona litewskiej aktorce monografia była jedną z czterech, obok tomików: Sam był teatrem. O sztuce monodramu Tadeusz Łomnickiego, Milka Zamkowa. Aktorka słowacka i Wrocławskie rozmowy. Czy teatr jednego aktora jest teatrem ubogim?, które zostały wydane na WROSTJA 2011. Seria „Czarnych Książeczek z Hamletem” liczy już dziewięć książek i układa się w coraz bogatszą dokumentację tego wyjątkowego gatunku teatru, jakim jest monodram. Omówimy serię w jednym z najbliższych numerów „Odry”. styczeń 2012 Bolly i Grondowy z nagrodami" Krzysztof Kucharski Polska Gazeta Wrocławska nr 282 Z całym szacunkiem dla finalistów, uważam, że poziom tegorocznego, czterdziestego konkursu nie był rewelacyjny i nawet nie był wysoki, jakby chciał prof. Krzysztof Kuliński. Konkursy takimi prawami się rządzą: raz jest lepiej, a raz gorzej. Z braku wsparcia, najstarszy teatralny festiwal na Dolnym Śląsku i pierwszy na świecie w tym gatunku, choć jubileuszowy, był bardzo skromny - pisze Krzysztof Kucharski w Polsce Gazecie Wrocławskiej. «Za nami jubileuszowe, czterdzieste piąte, ale najskromniejsze w historii Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora. Czas na podsumowanie sceny, na której najważniejszy jest tylko jeden aktor i jego magia. Międzynarodowe i jubileuszowe, bo 45-Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora zdominowały dwie wielkie gwiazdy monodramu: Ukrainka Larysa Kadyrowa, która zagrała wspaniale w adaptacji dramatu Tadeusza Różewicza "Stara kobieta wysiaduje" [na zdjęciu] przygotowanej specjalnie z okazji 90. urodzin wrocławskiego poety, oraz Litwinka Birute Mar, prezentując nam opowieść o życiu aktorki litewskiej Une Baye-Babickaite, która w okresie międzywojennym zrobiła nie mniejszą karierę niż wcześniej nasza Helena Modrzejewska. Opowiedziała nam jej historię niezwykle finezyjnie, z dbałością o najdrobniejsze detale. Obie panie publiczność przyjęła owacjami. W tym roku rytm spotkaniom nadawała seria Czarnych Książeczek z Hamletem. Autorem owego Hamleta na okładkach jest zmarły niedawno przyjaciel spotkań, wybitny grafik Eugeniusz Get Stankiewicz. W sumie do tej pory ukazało się dziewięć książeczek. W tym roku poświęconych wspomnianym wyżej aktorkom, ale też Słowaczce Milce Zimkovej i Tadeuszowi Łomnickiemu. Piąta dokumentowała w sposób szczególny ubiegłoroczną sesję. W tej książeczce mającej format klasycznego pocketbooka znalazły się teksty specjalnie do niej napisane przez najwybitniejszych aktorów tego gatunku, animatorów, teoretyków czy krytyków. Na okładce patronuje tomowi "Czy teatr jednego aktora jest teatrem ubogim?" głowa Ludwika Flaszena, współzałożyciela Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego. A w środku, między innymi, przemyślenia o tym gatunku pań: Krystyny Jandy, Ireny Jun, Agaty Kucińskiej (nowej gwiazdy), Doroty Stalińskiej i panów: Bogusława Kierca, Jana Peszka, Andrzeja Seweryna. Znaczącą częścią WROSTJA był również jubileuszowy, 40. Ogólnopolski Festiwal Teatrów Jednego Aktora (OFTJA). Zgłosiło się dwudziestu czterech aktorów, w finale zobaczyliśmy ośmioro. Moją faworytką była aktorka wrocławskiego Teatru Polskiego Monika Bolly, która pokazała "Sachema" opartego na opowiadaniu Henryka Sienkiewicza. Sachem to imię syna indiańskiego wodza, który występuje w cyrku, a cyrk ten przyjechał właśnie do miasteczka zbudowanego na zgliszczach indiańskiej wioski wymordowanej przez osadników. Na początku Monika Bolly grała świetnie i na dużych emocjach, a w pewnym momencie, pod koniec monodramu, jakby zeszło z niej powietrze. Zabrakło jej chyba koncentracji i wiary. Za "karę" dostała tylko jedną nagrodę od jednego jurora - teatrologa Janusz Deglera, ale swoją dołożył jej jeszcze dyrektor OKiS-u Piotr Borkowski - dla najlepszej dolnośląskiego monodramu. Mimo że w konkursie trochę się spaliła, to jednak uważam, że aktorsko, warsztatowo była najlepsza ze wszystkich finalistów. W tym festiwalu jest pięciu jurorów, każdy ma do dyspozycji dwa tysiące, swoją nagrodę przyznaje bez konsultacji z pozostałymi. Nagrodę od prorektora wrocławskiej szkoły teatralnej Krzysztofa Kulińskiego dostał Jacek Grondowy z jeleniogórskiego Teatru im. Norwida, który wzruszył publiczność spektaklem "Novecento" Alessandro Baricco. To historia niezwykłego muzyka, który urodził się na statku i nigdy z niego nie zszedł. Jeleniogórzanin też nie może konkursowego przedstawienia zaliczyć do najbardziej udanych, od premiery w listopadzie ubiegłego roku pozacierał sporo subtelności i niuansów. Konkurs zawsze jest pewną loterią, a adrenalina robi swoje. Właściwie wszyscy uczestnicy finału wypadli poniżej swoich możliwości. Nie dotyczy to tylko jednego aktora, Krzysztofa Grabowskiego, nota bene, absolwenta wrocławskiej szkoły sprzed czterech lat, aktora Teatru im. Sewruka w Elblągu. Po raz drugi zdobył nagrody na OFTJA, i tym razem dwie. Jedną przyznała wspaniała aktorka, także monodramistka - Jolanta Góralczyk, a drugą wytrawny krytyk Tomasz Miłkowski, wiceprzewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych. Na zakończenie WROSTJA sam odebrał nagrodę marszałka województwa dolnośląskiego. Grabowski powycinał sobie najróżniejsze zdania z trzech powieści Jerzego Pilcha: "Miasto utrapienia", "Moje pierwsze samobójstwo", "Marsz Polonia" i stworzył swoją własną opowieść o męskim spojrzeniu na seksualność i synu zdominowanym przez ojca. Jak miłośnicy zawiłej, ale podszytej szyderstwem, ironią i poczuciem humoru frazy Pilcha się domyślają, elbląski aktor uwiódł parę jurorów, ale też widzów, dostał wielkie brawa za monodram "Patryk K.". Większe miał tylko amator, laureat konkursu "Sam na Sam" w Słupsku, Mateusz Nowak z Lublina za swoją "Teatralność". Tę dowcipną i wspaniałą zabawę teatralną formą potwierdził swoją nagrodą sam Mistrz monodramu, piąty juror - Bogusław Kierc. Z całym szacunkiem dla finalistów, uważam, że poziom tegorocznego, czterdziestego konkursu nie był rewelacyjny i nawet nie był wysoki, jakby chciał prof . Krzysztof Kuliński. Konkursy takimi prawami się rządzą: raz jest lepiej, a raz gorzej. Z braku wsparcia, najstarszy teatralny festiwal na Dolnym Śląsku i pierwszy na świecie w tym gatunku, choć jubileuszowy, był bardzo skromny. Mnie w pamięci zostaną po nim dwie aktorki, od których zacząłem swój skromny raport - Larysa Kadyrowa i Birute Mar.» 05.12.2011 Zakończone monodramy Barbara Lekarczyk-Cisek www.pik.wroclaw.pl Jubileuszowe 45. WROSTJA to przede wszystkim spektakle poświęcone Tadeuszowi Różewiczowi z okazji 90. rocznicy jego urodzin, występy mistrzowskie Larysy Kadyrowej, Milki Zimkovej i zjawiskowej Biruté Mar. Wydano trzy kolejne tomiki z serii „Czarna Książeczka z Hamletem”. Dyskutowano nad istotą monodramu Tadeusza Łomnickiego oraz monodramów studenckich. Nagrodzono młodych adeptów sztuki teatru jednego aktora. 45 jubileuszowe spotkania Wrocławskich Teatrów Jednego Aktora miały w tym roku szczególny charakter. Po pierwsze dlatego, że z okazji 90. rocznicy urodzin Tadeusza Różewicza poświęcono cały pierwszy dzień święta monodramów czcigodnemu Jubilatowi, po drugie - wydarzeniem tegorocznego przeglądu była obecność litewskiej aktorki, poetki i reżyserki w jednej osobie – Biruté Mar. 24 listopada po uroczystym otwarciu WROSTJA, mogliśmy wysłuchać błyskotliwych wspomnień wydawcy „Kartoteki”, red. Jana Stolarczyka, dotyczących jego ponad dwudziestoletniej współpracy z Różewiczem. Zaprezentowano też dwa monodramy na kanwie tekstów poety: pierwszy wykonał Tadeusz Malak, którego spektakl „W środku życia” był prezentowany we Wrocławiu przed wielu laty, na II OPTJA (Ogólnopolski Przegląd Teatrów Jednego Aktora) w 1967 roku. Wówczas to stał się pierwszym laureatem wrocławskiego konkursu. Krakowski aktor zaprezentował spektakl, który powstał przed 44 laty, co było zarówno dla niego, jak i dla wytrwałych, wiernych uczestników monodramowych festiwali doświadczeniem szczególnym, skłaniającym do refleksji. Przedstawienie zostało uhonorowane Nagrodą Prezydenta Wrocławia. Drugą niespodzianką tego dnia był występ Larysy Kadyrowej z Ukrainy, która zaprezentowała monodram na podstawie dramatu Różewicza „Stara kobieta wysiaduje” w swoim ojczystym języku. Należy dodać, że aktorka przyjechała do Wrocławia z Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora (również dziecko Wiesława Gierasa, dyrektora artystycznego WROSTJA i OFTJA - przyp. B.L-C.) z nagrodą ZASP-u za kreację aktorską w tym spektaklu. W istocie, był to monodram poruszający. Kadyrowa zagrała nie tyle i nie tylko starą kobietę, ale kobietę w ogóle. Monolog najpierw pełen ironii, dowcipny, z aluzjami do współczesności, staje się z czasem coraz bardziej „gęsty” i tragiczny. Samotna matka, „kobieta na śmietniku” – przez nikogo niekochana, nikomu niepotrzebna, tragiczna. Aktorka pozbywa się kolejno wszystkich atutów swojej kobiecości: kapelusza, rękawiczek, sukni, peruki, sztucznych rzęs, makijażu. Na koniec staje przed widzem siwa, postarzała, w białej koszuli, która podkreśla workowaty kształt ciała, nikogo już nie pociągającego. Wstrząsający akt ogołocenia… Za swoją rolę w tym spektaklu Larysa Kadyrowa została uhonorowana Nagrodą Publiczności im. Lidii Zamkow i Leszka Herdegena, ufundowaną przez Prezydenta Wrocławia, Nagrodą Dziennikarzy oraz GRAND PRIX GERAS. 25 i 26 listopada odbywały się przesłuchania konkursowe 40. Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Jednego Aktora, zaś w niedzielę, 27. – studenci Filii PWST we Wrocławiu zaprezentowali swoje etiudy. Spośród obejrzanych spektakli najbardziej podobał mi się monodram Mateusza Nowaka „Teatralność”. Na wyróżnienie zasłużył również jako autor scenariusza, będącego kompilacją błyskotliwych tekstów Bernarda-Marie Koltèsa, Łukasza Rippera i Michała Walczaka, oraz jako ich interpretator. Był wirtuozowski i nieprzewidywalny. Najciekawsze, że Nowak jest amatorem, a zdystansował „zawodowców” i zdobył tzw. „Szczebel do kariery” oraz 2 tys. złotych od Bogusława Kierca, jednego z jurorów. Mnie zaś wynagrodził nieobecność na tegorocznych WROSTJA znakomitego rosyjskiego aktora Wsiewołoda Czubenki. Ponadto, Nagrodę Ośrodka Kultury i Sztuki dla najlepszego aktora Dolnego Śląska oraz 2 tys. zł. od jurora Janusza Deglera otrzymała Monika Bolly za monodram „Sachem” – teatralną opowieść o Holocauście. Nagrodzono również Krzysztofa Grabowskiego za monodram „Patryk K.” według prozy Jerzego Pilcha oraz Paulinę Raczyło za spektakl „Dobre ciało?” WROSTJA to nie tylko przegląd najciekawszych monodramów, ale również występy mistrzowskie, dyskusje, spotkania autorskie organizowane przy okazji wydania kolejnych tomików „Czarnej Książeczki z Hamletem”. W tym roku zaprezentowano aż trzy takie wydawnictwa, a mianowicie „Wrocławskie rozmowy, czy teatr jednego aktora jest teatrem ubogim?” pod red. Tomasza Miłkowskiego i Marii Lubienieckiej, „Sam był teatrem. O sztuce monodramu Tadeusza Łomnickiego” Jolanty Betkowskiej i Andrzeja Żurowskiego. Dla mnie największym wydarzeniem było spotkanie z Biruté Mar, której monografia „Biruté Mar. Bez maski” została zaprezentowana z udziałem samej aktorki, opowiadającej o swoim życiu. Wykonała też fragmenty czterech swoich spektakli. Pozornie krucha i drobna, na scenie sprawia wrażenie silnej osobowości. Na początku swej kariery zaprezentowała się w roli starej kobiety w monodramie „Słowa na piasku”(1998) w oparciu o tekst „Szczęśliwych dni” Becketta. Mogliśmy zobaczyć fragment tego spektaklu, utrwalony na taśmie wideo. Aktorka grała rolę Winnie w niezwykłym kostiumie – sukni przypominającej kulę ziemską. Ta sztuka jest piękna jak wiersz. Jest prawdziwą poezją, tajemnicą – powiedziała poetka, aktorka i reżyserka w jednej osobie. Kolejną sztuką, której fragment zobaczyliśmy, był „Kochanek”(2001) na podstawie wspomnień Marquerite Duras, gdzie dla odmiany zagrała czternastolatkę. Byliśmy świadkami tej metamorfozy – dojrzała kobieta stała się na naszych oczach naiwnym podlotkiem - i była w tym wiarygodna. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak fragment spektaklu „Antygony” Sofoklesa (2003), w którym Biruté Mar gra wszystkie postaci, posługując się jedynie skrawkiem materiału, a wspomaga ją tylna projekcja filmu z nagranym chórem. Widzieliśmy, jak Biruté mistrzowskim sposobem przechodzi od jednej postaci do drugiej, a w scenie śmierci Antygony, śpiewa po grecku żałobną pieśń. Trzeba bowiem podkreślić, że aktorka gra swoje spektakle swobodnie posługując się litewskim, rosyjskim, angielskim, czy wplata teksty oryginalne. W niedzielę 28 listopada Biruté Mar zaprezentowała jeszcze jeden spektakl - o wybitnej litewskiej aktorce Unė Baye-Babickaitė (1897-1961), zatytułowany „UNĖ”(2010). Kanwą sztuki są dramatyczne dzieje nieprzeciętnej artystki, która po powrocie z Paryża do ojczyzny przed II wojną światową, została wraz z mężem zesłana na Syberię. Spektakl ten jest zarazem refleksją na temat teatru, sztuki aktorskiej, dramatycznego splotu ludzkich losów. Wszyscy możemy się jakoś w tej biografii odnaleźć, a to za sprawą niezwykłej Biruté Mar. Aktorka gościła już w Polsce kilkakrotnie – w Toruniu i we Wrocławiu, na zaproszenie dyr. Wiesława Gierasa, ale wymienioną sztukę zaprezentowała tu po raz pierwszy. Otrzymała we Wrocławiu Nagrodę Wojewody Dolnośląskiego oraz Nagrodę TVP Wrocław. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny spektakl, który Biruté Mar przygotowuje według prozy Fiodora Dostojewskiego, również będziemy mieli szczęście zobaczyć. wtorek 29 listopada 2011 Spotkania z Teatrem Jednego Aktora Karolina Żurowska Współpraca: Aleksandra Zawłocka W dniach 24-27 listopada odbył się festiwal WROSTJA, czyli Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora. Była to już 45 edycja przeglądu monodramów mniej lub bardziej znanych aktorów. Monodram to wyjątkowo trudna forma teatralna, w której artysta zdany jest tylko na siebie i wyłącznie swoją osobą musi zdobyć zaufanie publiczności do historii, którą opowiada. Aktorzy występujący na tegorocznym przeglądzie poradzili sobie bardzo dobrze, nie bojąc się stanąć twarzą w twarz z bardzo wymagającą widownią, wśród której zasiadali jurorzy 40. Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Jednego Aktora, czyli Janusz Degler, Jolanta Góralczyk, Bogusław Kierc, Krzysztof Kuliński, Tomasz Miłkowski. Wysłuchali przez dwa dni osiem monodramów, odbywających się na scenach teatru PWST w hotelu Savoy oraz na Małej Scenie w Teatrze Muzycznym Capitol. Pierwszego dnia wysłuchaliśmy Krystyny Maksymowicz-Ambros, aktorkę Teatru Współczesnego w Szczecinie, ze spektaklem „Z Beniowskiego”; Marka Żerańskiego (Warszawa) z monodramem „Heine”; Dariusza Sosińskiego (Kalisz) – „Tancerz mecenasa Kraykowskiego” oraz Anny Rakowskiej – studentkę wrocławskiego PWST – „Salome”. Każdy z tych monodramów dotykał innego świata. Największe wrażenie na mnie zrobił Dariusz Sosiński, który zaprezentował prześmiewczą, słodko-gorzką gombrowiczowską historię świetnie operując środkami pantomimicznymi. Aktor dał popis znakomitej znajomości swojego ciała. Jednak prawdziwym wygranym tego dnia był pozakonkursowy występ laureata Turnieju Teatrów Jednego Aktora „Sam na scenie” w Słupsku Mateusza Nowaka z monodramem ,,Teatralność” na bazie tekstów Bernarda Marie Koltesa, Łukasza Rippera i Michała Walczaka. Spektakl, który nie dość, że ubawił widzów do łez, to prowokacyjnie rzucił światło na problematykę „ja” w teatrze, reżysera, warstwy tekstowej, czyli to co w polu słowa „teatralność” powinno się zawierać, a wszystko w komicznej obróbce. Przyznaję, w czasie spektaklu patrzyłam z ciekawością na reakcję szanownego gremium – jedni śmiali się serdecznie, niektórzy w zamyśleniu z lekkim uśmiechem obserwowali wyczyny Mateusza. Jedno jest pewne – był to jeden z lepszych (może nawet najlepszy) monodramów na festiwalu, co zaowocowało nagrodą „Szczebel do kariery” za szczególny debiut młodego aktora oraz indywidualnym pozaregulaminowym wyróżnieniem przyznanym przez Bogusława Kierca. Warto wspomnieć, że sam sposób przyznawania nagrody było osobnym „monodramem” pana Kierca, co, wnioskując z reakcji widowni, jest już miłą tradycją na festiwalu. Drugiego dnia zaprezentowali się, jak się później okazało, sami laureaci 40. OFTJA: Jacek Grondowy z Jeleniej Góry ze spektaklem ,,Novocento”; Monika Bolly (Wrocław) – „Sachem”, Krzysztof Grabowski (Elbląg) – „Patryk K.” oraz studentka wrocławskiego PWST Paulina Raczyło z monodramem „Dobre ciało”. Tym razem każda z przedstawionych historii w mniejszym lub większym stopniu zazębiała się, przypadkowo tworząc całość. Były dzieje amerykańskiego pianisty-geniusza Novocento, (monodram nagrodzony przez Krzysztofa Kulińskiego), opowieść o traumatycznych przeżyciach mieszkańców rdzennej Ameryki ( nagroda Najlepsza Aktorka Dolnego Śląska dla Moniki Bolly oraz indywidualne wyróżnienie Janusza Deglera ), zwierzenia na tematy damsko-męskie ( wyróżnienia Jolanty Góralczyk i Tomasza Miłkowskiego dla Krzysztofa Grabowskiego) oraz quasi musicalowo-kabaretowy ,,pokaz” piękna rubensowskiego ciała ( nagroda w postaci wyjazdu do Brukseli dla Pauliny Raczyło). Wydarzeniem dla mnie niesamowitym był występ słowackiej aktorki Milki Zimkowej z monodramem „Sójka”, który pokazany został w związku z promocją publikacji Milosa Mistrika o tejże artystce. Milka Zimkowa mówiła bez zbędnych środków, trzymając jedynie szal w dłoni, całkowicie hipnotyzując publiczność. Spektakl był w języku rodzimym artystki i choć nie zrozumiałam większości z tego co powiedziała, sprawiała, że chciało jej się słuchać i wierzyć. Skąd Milka Zimkowa czerpie taką moc? Nie mam pojęcia, ale wielu aktorów może jej pozazdrościć. Festiwal oprócz stricte artystycznych doznań zmuszał do refleksji na temat kondycji przyszłości polskiego teatru i formy monodramu. Niestety konkluzje nie są optymistyczne. Dziwną sprawą jest to, że na takim wydarzeniu było bardzo mało młodych osób. Odniosłam raczej wrażenie, że większość publiczności towarzyszy spotkaniom WROSTJA od samego ich początku. Oczywiście, jest świetną sprawą kiedy cała hałaśliwa grupa studentów PWST wkroczyła na występPauliny Raczyło i serdecznie oklaskiwała swoją koleżankę, ale już na innych monodramach ich nie było. Brakuje pewnego kontaktu dwóch światów, dyskursu pomiędzy młodymi pasjonatami a doświadczonymi specami. Nie trzeba mieć tytułu naukowego żeby móc rozmawiać o teatrze, a w czasie tego festiwalu takich rozmów zabrakło. Chociażby podczas sesji ECHA DNIA, które są już tradycją festiwalową od wielu lat. Redaktorzy Krzysztof Kucharski i Mariusz Urbanek dokonali podsumowania uczestników festiwalu. Pierwszy z panów zaznaczył, że tendencja teatrów jednego aktora na przestrzeni lat zatoczyła koło: artyści powracają do ograniczenia środków pozawerbalnych. Rezygnują z przesadnej scenografii, aby skupić uwagę jedynie na słowie. Postawili również diagnozę dotyczącą postawy młodych adeptów szkół teatralnych. Najsmutniejsze i najbardziej zastanawiające jest to, że kiedy pojawiały się zarzuty dotyczące chociażby braków technicznych (np.: coraz gorsza dykcja) czy przesadnego manieryzmu aktorów, z sali nie podniósł się żaden głos sprzeciwu. A powinien. Takie opinie są może i są słuszne, ale bardzo generalizujące i krzywdzące. Bo jak zauważył Wiesław Geras, dyrektor artystyczny WROTSJA, przykład idzie z góry: na spotkaniu z litewską aktorką Birute Mar nie było żadnego wykładowcy PWST. Dlaczego tak się dzieje? Jest to debata na długie godziny rozmów, chęci obu stron i niejeden festiwal. WROSTJA wydaje się być nieco przykurzonym, pachnącym zupą pomidorową z hotelu Savoy, potrzebującym oddechu świeżego powietrza festiwalem. Nie mówię o uczestnikach, bo poziom merytoryczny monodramów jest dobry ( a może być jeszcze lepszy!), to nie ulega wątpliwości. Niepowtarzalną artystyczną atmosferę wprowadzają rozmowy o sztuce prowadzone gdzieś w kuluarach, spotkania po latach wykładowców ze swoimi absolwentami, spotkania ludzi, których łączy wspólna pasja: teatr. Jednak to wszystko zdaje się zanikać, blednąć. Brakuje szerszego zainteresowania festiwalem, chęci rzeczowych dyskusji i energii młodych ludzi. Wielką szkodą dla Wrocławia byłby brak WROSTJA w kalendarzu wydarzeń artystycznych, a zasługuje na to by być jednym z większych. Tego i sobie, i aktorom, którzy będą nieraz występować ze swoimi monodramami i publiczności życzę. 7 grudnia 2011 Rzuć broń! Katarzyna Mikołajewska Teatralia Wrocław W ramach Wrocławskich Spotkań Teatralnych Jednego Aktora jak co roku odbył się konkurs pod nazwą Ogólnopolski Festiwal Teatrów Jednego Aktora (OFTJA). Do rywalizacji stanęła między innymi Monika Bolly w monodramie "Sachem". Początek spektaklu niekonwencjonalny, bo oto po zgaszeniu świateł, w absolutnej ciemności i ciszy daje się słyszeć śpiew melodią przypominający kołysankę. Aktorka siedzi wśród publiczności i dopiero po chwili wychodzi na scenę. Sachem TEATR MAŁY Wrocław Monika Bolly w swej roli jest niezwykle sugestywna. Prezentuje na scenie cały wachlarz emocji i stanów świadomości. "Sachem" na podstawie noweli Sienkiewicza jest rozliczeniem ze współczesnym imperializmem i kolonizacyjnymi zapędami Europejczyków, którzy nie cofają się przed mordowaniem w imię powiększania swych wpływów. Bohaterka grana przez Bolly lawiruje pomiędzy dwiema płaszczyznami, balansując na granicy świadomości. Jedną płaszczyzną są powtarzane kilkunastokrotnie w całym spektaklu zaproszenia do cyrku, w którym wystąpić ma Sachem, ostatni z plemienia Czarnych Wężów i zaprezentować pokaz chodzenia po linie. Ten tekst, wypowiadany z różną ekspresją, wydaje się niezwykle kunsztownym aktorskim popisem, gdy tymi samymi słowami bohaterka wyraża szacunek dla zapraszanych gości, by za chwilę wypowiedzieć je z pełną pogardą. Drugie dno stanowią momenty, kiedy opowiadanie o cyrku staje się przyczyną powrotu wspomnień z okresu wojny, a kobieta - jak gdyby tracąc kontakt z rzeczywistością - zaczyna przytaczać coraz to brutalniejsze jej przejawy. Te wspomnienia sprawiają jej niemal fizyczny ból, dlatego słowa wypowiadane są z coraz większym trudem, a zdania tracą swą prawidłową składnię i strukturę. Zawsze jednak po kilku minutach takiej bolesnej tyrady bohaterka niespodziewanie przypomina sobie o swojej roli i zadaniu, jakie ma do wykonania, dlatego starając się odrzucić od siebie przepełnione okrucieństwem obrazy, powraca do cyrkowych zaproszeń. Sachem TEATR MAŁY Wrocław Taka paraboliczność wprowadza chaos, który jednak nie przeszkadza we właściwym zinterpretowaniu tekstu - temat jest nieskomplikowany czy wręcz dosłowny, niezostawiający złudzeń, że może jednak chodzi o coś innego, mniej obciążającego "ludzi cywilizowanych". Jest to bowiem długa lista zarzutów, jakie kobieta w imieniu wszystkich zniewolonych, wymordowanych "dzikusów" oraz ich cudem ocalałych rodzin stawia ludziom uznającym się za lepszych, bardziej rozwiniętych, a wreszcie bardziej godnych, by żyć w miejscu, które podówczas zamieszkują ich ofiary. Coraz bardziej szydzi z takich ludzi, aż w końcu dochodzi do momentu, w którym nie chce dłużej żyć w takim świecie, wśród społeczeństwa do reszty zdemoralizowanego i pozbawionego uczuć. Kiedy zdejmuje wierzchnie okrycie, okazuje się, że na jej ciele znajdują się materiały wybuchowe. Do ostatnich chwil spektaklu nie można być pewnym co do finału tych dramatycznych zdarzeń, napięcie narasta z każdy momentem, w którym pogłębia się desperacja kobiety. Ostateczne zakończenie jest zaskakujące, ale nie rozczarowujące. Monika Bolly oraz reżyser spektaklu Stanisław Melski fundują widzom syntetyczną i przeładowaną emocjonalnie lekcję historii współczesnej cywilizacji, połączoną z seansem psychologicznym, a chwilami również z rozprawą sądową. Jest to niezwykły manifest pacyfistyczny, który dużo trudniej wyrzucić z pamięci niż jakiekolwiek medialne akcje poświęcone walce o pokój i zaprzestanie działań wojennych. 3 grudnia 2011 Na miejsca - gotowi - WROSTJA Marta Wąsik Teatralia Wrocław W stolicy Dolnego Śląska rozpoczęły się 45. Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora. Rozpoczęły się uroczyście - dokładnie w tym samym miejscu, gdzie festiwal inaugurowano w roku 1966, czyli w Piwnicy Świdnickiej. Janusz Degler Na otwarcie przybyło wielu gości, wśród nich także ci, którzy pamiętają pierwsze spotkanie w podziemiach wrocławskiego Ratusza. Publiczność powitał Wiesław Geras - spiritus movens festiwalu, jego pomysłodawca i dyrektor artystyczny. Przedstawiał ideę WROSTJA, wspominał też okoliczności pierwszych spotkań, pokazując gościom archiwalne fotografie. A o klimacie Piwnicy przed laty, o "zgrzebnym niegdyś pomieszczeniu", w którym grono osób zaangażowanych w rozwój idei festiwalu ma szansę spotkać się i teraz, barwnie opowiadał Janusz Degler. Profesor żartobliwie nazwał festiwal "imperialistą", zwracając uwagę na coraz szerszy zasięg przedsięwzięcia. Na inaugurację festiwalu przyjechała liczna grupa studentów ze Lwowa. Obecna była Larysa Kadyrova - dyrektorka artystyczna Międzynarodowego Festiwalu Kobiecych Monodramów "Maria" (od 7 lat odbywającego się w Kijowie). Odczytano również listy od osób wspierających festiwal - Lidii Geringer de Oedenberg oraz Piotra Żuka. Larysa Kadyrova i Wiesław Geras Specjalny wykład wygłosił Jan Stolarczyk, redaktor dzieł Tadeusza Różewicza. Scharakteryzował twórczość wybitnego poety i dramaturga, wyłuskując najważniejsze momenty jego życia i przytaczając liczne cytaty. Artystycznym przedsmakiem pysznego festiwalowego tortu był monodram Tadeusza Malaka "W środku życia". Tadeusz Malak jest pierwszym laureatem Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora. Nagrodę główną zdobył w 1967 roku. 44 lata później znów stanął przed publicznością festiwalu - w zmienionym entourage'u, ale z garścią zawsze aktualnych kwestii egzystencjalnych. Spostrzeżenia, które proponuje czytelnikowi swych utworów Tadeusz Różewicz, szczególnie dobitnie wybrzmiewają na scenie, czego przykładem był monolog Tadeusza Malaka - występ nagrodzony owacjami na stojąco. Tadeusz Malak WROSTJA to ewenement na teatralnej mapie Polski i Europy. Jak zauważali prelegenci otwierający festiwal, niewiele takich wydarzeń - w dodatku z podobnie bogatą tradycją - ma dziś miejsce. Poza tym organizatorzy wciąż są wierni swej głównej idei. Podkreślają rangę monodramu - szczególnego, choć minimalistycznego tworu teatralnej ekspresji. Na koniec warto przytoczyć kilka cyfr, które działają na wyobraźnię. Jak wspomina Wiesław Geras w okolicznościowej publikacji, dotychczas w ramach spotkań z Teatrem Jednego Aktora, w latach 1966-2011, odbyło się 1079 spektakli, a wzięło w nich udział 700 aktorów. Nie pozostaje nic innego, jak ruszyć do Wrocławia, zająć miejsca na festiwalowej widowni i przyglądać się temu, jak kontynuowana jest unikatowa tradycja teatru jednego aktora. 3 grudnia 2011 Joanna Kowalska Nowa Siła Krytyczna Ars poetica monodramu W monodramie Nowaka aktor to opowiadacz, czarodziej, który wprowadza nas w historię, budując nie tyle poszczególne sytuacje, co całe światy - o spektaklu "Teatralność" w reż. Stanisława Miedziewskiego prezentowanym na 45. Międzynarodowych Wrocławskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora pisze Joanna Kowalska z Nowej Siły Krytycznej. "Teatralność" zaczyna się przekornie. Na początku mamy możliwość wysłuchania pasażu zgrabnie skomponowanych monologów, w których aktor wciela się w kilka postaci po sobie. Ruch sceniczny ograniczony jest do minimum. Mateusz Nowak siedzi nieruchomo i tylko za pomocą słów, interesującego sposobu recytacji, skutecznie koncentruje całą naszą uwagę. Nagle wyjmuje stoper i oznajmia: 11 minut 50 sekund. Uświadamia czas trwania dotychczasowego wystąpienia. Aktor burzy tym iluzję teatralną. Sprowadza brutalnie widza na ziemię, pokazując mu, że siedzi teraz na widowni. Jest to gest świadomości podwójnej ontologii teatru jako zjawiska. Z jednej strony teatr to tylko iluzja, gdzie fabuła ma własny czas, a przestrzeń - własne prawa. Jednak jest osadzony w konkretnej realności: aktora, widzów i rzeczywistego czasu trwania spektaklu. Nowak w momencie demaskacji "teatralności" przedstawienia zwraca się wprost do widowni, tym samym niwelując kolejny dogmat teatru: dystans świata scenicznego w stosunku do publiczności. Od tego momentu aktor widzi z widzu partnera; milczącego interlokutora, któremu pragnie opowiedzieć swoją historię. Struktura spektaklu nie jest przejrzysta, przeplatają się ze sobą różne wątki. Lecz w tym szaleństwie jest metoda. Wyraźnie widać konstrukcję szkatułkową: wypowiedź zawiera w sobie kolejne. Na przykład dramatopisarz, jedna z postaci, narzeka na swoją profesję, opowiada anegdotki, które są okazją do wprowadzenia do opowieści kolejnych postaci. Wypowiedź ta jest pełna oskarżeń, szczególnie pod adresem reżysera, dowiadujemy się, że "reżyser to grab co osiada na teatrze", i że "reżyser nie jest potrzebny", bo "w teatrze jest potrzebny tylko jeden aktor i autor". Lecz ta wypowiedź to nie apoteoza teatru jednego aktora. W pewnym momencie aktor wyznaje, że "od teatru jednego aktora jest gorszy tylko teatr jednej aktorki". Nowak i posługuje się autoironią, wprost komentując "teatr od kuchni". Działa subwersywnie, przenosi akcenty, prowokuje. Największym atutem spektaklu jest jego niewybredny humor. To zasługa doskonałego wyczucia stylu kabaretowego, widoczna w wybuchowej mieszance chwytliwych tekstów. Jak wiadomo, najlepszym papierkiem lakmusowym spektaklu jest publiczność. Żywiołowe reakcje widowni mogą być traktowane jako świadectwo najwyższych kwalifikacji Nowaka w komediowym fachu. Sala nie mogła powstrzymać się od śmiechu, słysząc dochodzące ze sceny wypowiedzi typu: "to nie romans, gorzej - monodram". W "Teatralności" aktor pełni funkcję "maszyny do grania". Ciężar odpowiedzialności spoczywa na nim, bo to on buduje całą warstwę inscenizacyjną. Jest teatralnym multiinstrumentalistą: "tańczy, śpiewa, recytuje". Wychodzi z bezpiecznej pozycji grania tylko jednej roli, chcąc przedstawić cały arsenał postaci jednocześnie. "Wielość, żeby ocalić spójność"- ta sentencja wypowiedziana w pewnym momencie przez jedną z postaci jest najlepszym autokomentarzem, uzasadniającym podjęcie tego ryzyka. Nowak, mając do dyspozycji cały arsenał środków artystycznego wyrazu, bawi się nimi, montując postaci. Ta praca ma w sobie coś ze sztuki malarskiej kompozycji, gdzie odpowiednie zestawienie barw ma kluczowe znaczenie. Z wirtuozerią przechodzi od grania zrzędliwej matki, przez dramaturga po prostytutkę, z palety aktorskich środków każdemu dobiera odpowiedni tembr głosu, właściwa mimikę i gesty. Choć na scenie znajduje się tylko jeden aktor, to wydaje się jakby te wszystkie postacie przemaszerowały przez nieomal godzinny spektakl jednocześnie. Co więcej, twórca zachowuje konieczny dystans do roli. To nie sprawia jednak, że jest sztuczny i nieprzekonywujący. Widz kupuje każdą graną przez Nowaka postać właśnie dlatego, że jest wyjątkowo wiarygodny. W monodramie Nowaka aktor to opowiadacz, czarodziej, który wprowadza nas w historię, budując nie tyle poszczególne sytuacje, co całe światy. Pełni tu szczególną funkcję "reżysera naszej wyobraźni". Ze względu na ograniczenie środków ekspresji, nie widzimy oczywiście na scenie np. diabła, do którego udaje się w pewnym momencie bohater - musimy go sobie wyobrazić. Jednak to aktor rysuje za pomocą brawurowej żonglerki poszczególnymi postaciami fikcję, dając nam materiał do budowania jej w naszych głowach. Tam powstaje całościowy obraz spektaklu. Ten sposób tworzenia teatralności wpisuje się w konstruktywistyczne myślenie o naszej percepcji. Konstruktywiści twierdzą, że umysł ludzki nie odbiera wszystkich bodźców. Wybiera najważniejsze i selekcjonuje je. Na ich podstawie dokonuje aktywnej konstrukcji subiektywnego obrazu świata, zamiast go rekonstruować. Może brzmi to jak truizm, ale rzadko kiedy zdajemy sobie z tego sprawę. "Teatralność" uzmysławia nam to bardzo wyraźnie, kładąc nacisk na ten wymiar teatru, na który wpływ ma tylko widz. Spektakl w wykonaniu Nowaka to pewnego rodzaju ars poetica monodramu. Pokazuje, jak ten gatunek sceniczny powinno się realizować. Aktor z wirtuozerią wciela się w poszczególnych bohaterów, wykazując tym samym niezwykły warsztat aktorski. Buduje dystans przez autoironię. Burzy iluzję, prowokuje widownię, zaprasza ją do wspólnej gry. Konfrontuje siebie jako jednostkę z tłumem publiczności. 30-01-2012 |
|
![]() |
© content WROSTJA | Popraw stronę |