Biuro
Rynek - Ratusz 24
50-101 Wrocław
tel./fax 071.344.10.46
tel. +48.607.717.225
e-mail: w.geras@okis.pl
kontakt idea festiwalu wrostja 2012 oftja 2012 poprzednie edycje festiwale na świecie sponsorzy linki galeria news news
poprzednie edycje 2011 2010 2009 2008 2007 2006 2005 2004 2003 2002 2001
festiwale 2008 | program festiwalu | aktorzy-spektakle | nagrody | recenzje | galeria | gazetki festiwalowe | kronika | OFTJA 2008
42. WROCŁAWSKIE SPOTKANIA TEATRÓW JEDNEGO AKTORA 2008

Dziennik festiwalowiczów
=================================================
ŚRODA 21 listopada


imieniny obchodzą: Elżbieta, Mironiega, Paweł, Seweryn oraz Seweryna –

NUMER PIERWSZY, optymistyczny
WSTĘPNIAK NAJBARDZIEJ OFICJALNY


I kolejny listopad. I kolejne WROSTJA. Jakie będą? Czas pokaże. Na chwilę obecną mogę tylko stwierdzić, że dobrze się zapowiadają.
Na początek dwa dni konkursowe, wypełnione walką na słowa i gesty. Następnie dwa dni międzynarodowe, skomponowane z najciekawszych propozycji, jakie Wiesław Geras wypatrzył na festiwalach w świecie. Dzięki temu po raz pierwszy będziemy podziwiać artystów z USA, Maroko i Węgier. Na zakończenie dzień w szkole teatralnej; bardzo ważny dla przyszłości Spotkań. Przede wszystkim ze względów artystycznych. Zaprezentują się przed nami zarówno studenci, jak i ich profesorowie. To może być bardzo ciekawe doświadczenie i dla aktorów, i dla widzów. Poza tym nastąpi oficjalne otwarcie europejskiego Centrum Teatrów Jednego Aktora, które powstało dzięki pomysłowi Wiesława Gerasa oraz działaniom Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie Filia we Wrocławiu – od tego roku współorganizatora WOSTJA. Z tej okazji profesorowie PWST przygotowali sesję poświęconą teatrowi jednego aktora.
Tegorocznym WROSTJA towarzyszyć będzie pokaz filmów Chaplina oraz wystawa zdjęć Macieja Szweda zatytułowana „Aktorzy naszych Spotkań”. Wielką niespodzianką ma być muzyczny monospektakl Niny Iwanowny Mieszczaninowej, zaplanowany na dzień po uroczystym zakończeniu.
Ewidentnie czeka nas mnóstwo wrażeń. Najważniejsze jednak będą spotkania starych dobrych znajomych i tych, którzy dopiero zasilą wierne grono sympatyków teatrów jednoosobowych, ze sobą i materią monodramu oczywiście. Wszystkich Państwa serdecznie witam i życzę dobrej zabawy. ELWIRA MILITOWSKA-KORDSKA


KALENDARIUM
---------------------------------------
URODZILI SIĘ:
1694 - VOLTAIRE, francuski pisarz i filozof.
1931 - Jerzy KOENIG, eseista, krytyk teatralny, dyrektor Teatru Telewizji, Starego Teatru w Krakowie. Zmarł w lipcu tego roku.
1945 - Goldie HAWN, aktorka amerykańska.
ZMARLI:
1695 - Henry PURCELL, angielski kompozytor okresu baroku, autor oper, kantat, fantazji i sonat.
1974 - Frank MARTIN, uważany za najwybitniejszego kompozytora szwajcarskiego. Za najlepsze dzieła Martina uchodzą: "Uwertura ku czci Mozarta", "Misterium o Narodzeniu Pana" oraz opera "Burza", zainspirowana dramatem Szekspira.
2006 - Robert ALTMAN, wybitny amerykański reżyser, scenarzysta i producent, twórca takich filmów jak "Dzień weselny", "Gracz", "Kansas City", "Pret-a-porter", laureat Oscara w 2006 roku za całokształt twórczości.


FESTIWALOWICZ Z KRWI I KOŚCI
NIGDY NIE NARZEKA


Witamy tradycyjnie wszystkich gości festiwalowiczów, aktorów festiwalowiczów, reżyserów festiwalowiczów, dyrektorów festiwalowiczów, widzów festiwalowiczów oraz sympatie i osoby towarzyszące wszystkim festiwalowiczom
Gdyby normalnemu człowiekowi zakomunikować w jakiejś prostej formie obrazkowej za pośrednictwem telewizora, oczywiście, że ma oglądać na żywo przez parę dni minimum po pięć spektakli dziennie, co zajmie mu najmniej pięć godzin za jednym posiedzeniem i nie ma nic wspólnego z pasjonującymi serialami i tańcami, to by w furii wyrzucił telewizor przez okno.
Festiwalowicz z wyboru na dobry festiwal, taki jak WROSTJA czeka cierpliwie cały rok. Na 150 dni przed naszymi Spotkaniami kupuje w pasmanterii popularny metr krawiecki, który w rzeczywistości na 150 centymetrów i każdego dnia odcina jeden centymetr, by mieć fizyczny obraz zbliżającego się wydarzenia.
stary festiwalowicz k.


EMOCJE CZYLI KONKURS

Pięciu jurorów, czterech panów i jedna młoda dama rozdadzą jutro wieczorem nagrody. Po obejrzeniu dziesięciu, a może nawet jedenastu spektakli. Dziesięć przedstawień zakwalifikowała do konkursu specjalna komisja i jedno przyjechało z amatorskiego festiwali, tym razem ze Słupska, a nie zgorzeleckich OSATJA, które umarły śmiercią naturalną na chorobę sierocą. Jurorzy nie muszą tego oglądać, ale mogą, bo życie podpowiada, że amatorskie propozycje są czasem ciekawsze od profesjonalnych prób.
Każdy z tegorocznych pięciorga sędziów ma w kieszeni 2500 zł. Sam podejmie decyzję, komu je da (te nagrody ufundowało jak zwykle Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego). Gdy któryś z aktorów dostanie trzy takie raty, bo oficjalnie zostanie laureatem Grand Prix 37 OFTJA 2008.
Przypomnijmy, że w ubiegłym roku nikt nie dostąpił takiego zaszczytu. Janusz Degler i Bogusłąw Kierc dali wręczyli swoje koperty z gotówką Tomaszowi Błasiakowi za monodram "Kwiaty dla Algernona", Jan Zdziarski i Andrzej Żurowski nagrodzili Magdalenę Tkacz za "Oszalałą", a Jarosław Gajewski upatrzył sobie Wioletę Komarównę w zachęcającym tytule "Przyj, dziewczyno, przyj".
Amatorka wśród laureatów Magda Tkacz dostała jeszcze "Szczebel do kariery", a Tadeusz Ratuszniak z Teatru Modrzejewskiej tutuł najlepszego reprezentanta Dolnego Śląska.

W tym roku ministerialne pieniądze w ratach będą rozdawali:

Gabriela MUSKAŁA - wielokrotna laureatka wszystkich festiwali teatrów jednego aktora wszystkich szczebli. Od Zgorzelca i OSATJA poczynając i na WROSTJA końcąc. Choć, co to za koniec, to może dopiero początek, bo Mistrzyni formy znów wystąpi na WROSTJA, rzecz jasna w mistrzowskim pokazie (czytaj dalej), aktorka łódzkiego Teatru Jaracza, który specjalizuje się w monodramach;

Bogusław KIERC - aktor, poeta, reżyser, profesor wrocławskiej szkoły teatralnej... i mogę tak jeszcze ciągnąć przez parę stron. Ponownie wystąpi na WROSTJA nie tylko w roli jurora, ale też aktora w monodramie skrojonym ze słów wieszcza Mickiewicz pod mało zachęcającym tytułem "Mój trup" (szczegóły później);

Mirosław KOCUR - reżyser, doktor teatrologii habilitowany zresztą, historyk i teoretyk teatru, autor opasłych tomów o starożytnym teatrze: "Teatr antycznej Grecji. Dramat - teatr", "We władzy teatru. Aktorzy i widzowie w antycznym Rzymie". Za tę pierwszą książkę dostał Dolnośląski Brylant Roku 2001. Za drugą nic nie dostał, bo brylanty się skończyły (nie wystąpi w rzadnym spektaklu, a mógłby);

Krzysztof KULIŃSKI - aktor Wrocławskiego Teatru Współczesnego, ale też absolwent wrocławskiej polonistyki, profesor i przez drugą kadencję prorektor wrocławskiej filii krakowskiej szkoły teatralnej, reżyser. Nigdy jeszcze nie zrobił żadnego monodramu, ale będziemy nad nim pracować. Debiutuje na WROSTJA na razie w roli jurora.

Lech ŚLIWONIK - wielokrotni jurora wszystkich festiwali teatrów jednego aktora wszystkich szczebli. Od Zgorzelca i OSATJA poczynając i na WROSTJA kończąc. Choć, co to za koniec, za jurorowanie ekwiwalent gotówkowy jest raczej skromny. Ma jeszcze mnóstwo do zrobienia na WROSTJA. Wykaz zadań otrzyma może już w tym roku.


O każdej z tych osób mógłbym napisać znacznie więcej, ale jak zaglądam do mojego portfela, to widać wyraźnie, że nikomu na tym nie zależało, co świadczy o wyjątkowej skromności.
Czas przedstawić bohaterów konkursowych bojów na

37. OGÓLNOPOLSKIM FESTIWALU TEATRÓW JEDNEGO AKTORA.

Jeszcze jedna dygresja. Skąd to pomieszanie z poplątaniem wyzierające z numeracji kolejnych festiwali i nazw. Proszę usiąść wygodnie. Mały haust historii...
Pierwszy na świecie festiwal tych najmniejszych, solowych teatrów odbył się pod wrocławskim Ratuszem w "Piwnicy Świdnickiej" (wówczas klubie młodzieżowym) i nazywał się I Przeglądem Teatrów Jednego Aktora i jego pomysłodawcą był Wiesław Geras. Drugi przegląd miał już charakter konkursu i od trzeciego to nowe zjawisko wśród polskich sług Melpomeny nazywało się już 3. Ogólnopolskim Festiwalem Teatrów Jednego Aktora (dalej OFTJA). Dotrwał tak do roku 1975. W następnym roku 11. OFTJA odbyły się w Toruniu, a pod Ratuszem celebrowano... 11. Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora (dalej WROSTJA), które nie miały już charakteru konkursowego. Numerację WROSTJA nie wiem czemu zmieniano, dziś ma ona historyczną ciągłość. Gorzej jest z OFTJA. W Toruniu OFTJA odbyły się dwadzieścia razy. W roku 1996 po raz ostatni jako trzydzieste, bo dalej liczone z wrocławską prehistorią. Do Wrocławia wróciły w charakterze konkursu w roku 2002 jako 31.OFTJA odbywające się w ramach 36.WROSTJA. Ta dwoistość ze względów sentymentalnych dalej jest utrzymywana, choć nie bardzo wiadomo po co.
Zapraszamy na naszych łamach do dyskusji: jak liczyć, kiedy to wszystko robi się już niepoliczalne.
Przypomnę, że już naprawdę czas przedstawić bohaterów konkursowych bojów na

37. OGÓLNOPOLSKIM FESTIWALU TEATRÓW JEDNEGO AKTORA

oto oni:

Milena GAUER, miała być piosenkarką albo tancerką. Została aktorką Teatru Jaracza w Olsztynie. Przywiozła na konkurs monodram oparty na tekście noblistki Elfriede Jelinek, która zaprasza nas na wycieczkę wgłąb osobowości amerykańskiej pierwszej damy - Jackie Kennedy. Olsztynianka przedstawi nie nam już o godz. 14.00, tuż po obiedzie. Proszę się za bardzo nie objadać.

Marek ŻERAŃSKI, mieszka w Milanówku, jest absolwentem warszawskiej Akademii Teatralnej. Trzy lata temu zagrał Gustaw-Konrada w inscenizacji projektu Szczepana Szczykno "Dziady-Cytadela". Jest klasycznym wolnym strzelcem, gra w różnych przedstawieniach w całej Polsce. Nam zaprezentuje monodram "Morfina 0,05" oparty na opowiadaniu Michaiła Bułhakowa, które adaptowali na monodram panowie Janusz Andrzejewski i Maciej Wojtyszko. Zaprasza o godz. 15.15.

Jakub FIREWICZ - debiutował w gdańskim Teatrze Wybrzeże w roli Romea w szekspirowskim dramacie "Romeo i Julia". Tegoroczny absolwent wrocławskiej szkoły teatralnej. Na scenie można go oglądać w Teatrze Polskim w roku aktora w "Hamlecie". Jurorom przedstawi scenariusz Arkadiusza Wójcika pod pseudonimem Arrah Woodchick "Stracone: 5: Łaknąć". Autorką choreografii do tego przedsięwzięcia jest Bożena Klimczak. Początek godz. 16.30.

Józef MARKOCKI - twórca i animator wrocławskiego Teatru Formy, którym kieruje od jedenastu lat pod różnymi szyldami. Były mim pantomimy Henryka Tomaszewskiego, reżyser i scenarzysta, autor wszystkich premier. Nie jest pierwszym mimem, który wystąpi w konkursie (m.in. Maćko Prusak). Przedstawi nam postać rzymskiego cesarza Heliogabala (218-222 n.e.), który zasłynął zdaniem: 'Nie nazywaj mnie panem, jestem panią". Zaprasza na godz. 17.30.

Albert OSIK - absolwent łódzkiej filmówki, a teraz aktorem Teatru Nowego w Słupsku, gdzie na scenie Studyjnej przygotował monodram Artura Schmitzlera "Traumnovelle", w którym gra młodego lekarza Frida zdradzanego przez żonę. W adaptacji tekstu pomógł mu bywalec WROSTJA i wielu festiwali tej formy Marcin Bortkiewicz. Obaj panowie uważają, że to dopiero początek.

Tak wygląda dziś konkursowa stawka, ale to jeszcze nie koniec przyjemności

ANDRZEJCZYK I MUSKAŁA

Jeśli żadnych poślizgów nie będzie, to o godzinie 20.00 pojawi się przed nami amatorka Marta ANDRZEJCZYK w spektaklu "Letnie małżeństwo", które wygrało turniej amatorskich monodramów "Sam na scenie" w Słupsku w czerwcu tego roku. Wcześniej ten sam spektakl dostał dwie nagrody na Czternastych Słodkobłękitach w Zgierzu oraz jedną tylko nagrodę na X Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Autorskich Windowisko 2008 w Gdańsku.
Owo przedsięwzięcie tak hojnie obsypana splendorami oparte jest na prawdziwej historii naiwnej dziewczyny, która. Marta na codzień jest aktorką Białego Teatru w Olsztynie. Ten nagrodzony już spektakl firmuje Teatr Kreatury, a wyreżyserował go Przemek Wiśniewski.
- Jest to opowieść oparta na faktach z życia mojej kuzynki Marty, której małżeństwo trwało siedem tygodni - wyznała w jednym z wywiadów aktorka. - Dlaczego tak szybko się rozpadło? Bo matka męża Marty uważała, że syn popełnił mezalians. A on był pod tak wielkim jej wpływem, że doszło do rozwodu. Dla mojej kuzynki, która jest osobą bardzo wierzącą, była to tragedia.
Marta była wokalistką zespołu Scena Babel. Nagrała pierwszą swoją płytę i wszystko wskazuje na to, że talentem wyjątkowym. Ci, którzy oglądali ją śpiewającą, twierdzą, że miałaby wielkie szanse w konkursie Przeglądy Piosenki Aktorskiej.

Dzisiejszego dnia na deser została nam jeszcze jedna nieprzeciętnie utalentowana dziewczyna Gabrysia MUSKAŁA, która zaprasza na swój pokaz mistrzowski o godz. 21.00. Zobaczymy monodram napisany przez Amanitę Muskarię "Podróż do Buenos Aires". Pod tym oryginalnym imieniem i nazwiskiem kryją się dwie siostry: aktorka Gabriela Muskałą i dobrze już znana w środowisku teatralnym tłumaczka literatury niemieckiej Monika Muskała. Spektakl miał premierę w grudniu 2001 roku, a wyreżyserował twórca u którego debiutowała Gabrysia - Marian Półtoranos. W Polsce ich dzieło było nagradzane na wielu festiwalach, w tym na WROSTJA, ale też objechało spory kawałek świata.
Poważna witryna internetowa cultura.pl tak pisze o naszej gwieździe:
"Jeszcze przed studiami w łódzkiej szkole , w rodzinnym Kłodzku zagrała w monodramie "Lalki, moje ciche siostry" według słuchowiska Henryka Bardijewskiego i w "Pani Dobrej" według Thomasa Bernharda (1990). Na zawodowej scenie wystąpiła z kolei w napisanej wspólnie z siostrą "Podróży do Buenos Aires" (2001, Teatr im. Jaracza w Łodzi). W "Podróży..." przemieniała się w staruszkę Walerię. Jej metamorfoza dokonywała się bez pomocy charakteryzatora. Odchodząc od rodzajowości budowała uniwersalną historię o wewnętrznym rozpadzie człowieka. Jego słabość objawiała się nie w zniszczonej życiem twarzy, a w bezładnej galopadzie słów. W 2005 roku "Podróż..." z podtytułem "Work in regres" twórcy ponownie przygotowali w warszawskim Teatrze Dramatycznym.
"Walerka opowiada dyrdymały. Ale jak! Po mistrzowsku. Trzeba niebywałego talentu autorskiego i aktorskiego, by jej nieskoordynowaną wypowiedź uczynić tak przejmującą i prawdziwą" - pisał o warszawskim spektaklu Janusz R. Kowalczyk ("Rzeczpospolita" 2005, nr 262).
Muskała z Podróżą do Buenos Aires" wystąpiła m.in. na festiwalu teatralnym Fringe w Edynburgu w 2007 roku.

--------------------------------------------------------
KORESPONDENCJA

Marek Łapiński, marszałek województwa dolnosląskiego napisał, że jest "zaszczycony propozycją objęcia honorowym patronatem 42. Międzynarodowych Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora (...) Jestem przekonany, że impreza zakończy się pełnym sukcesem" - dodał w zakończeniu listu.
Redakcja "Dziennika Festiwalowicza" też w to wierzy. (19 lipca 2008)

W imieniu prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza sympatyczny listy przysłał na ręce dyrektora WROSTJA Marcin Szeloch - zastępca dyrektora Biura Prezydenta: "Festiwal na stałę wpisał się już w kalendarz wrocławskich wydarzeń kulturalnych. To wspaniałe święto teatru, które co roku gromadzi miłośników teatru jednego aktora. Dlatego Pan Prezydent z radością przyjmuje zaproszenie do objęcia Festiwalu Patronatem Honorowym". (11 kwietnia 2008)

Pierwszy, bo już w lutym, honorowy patronat objął nad WROSTJA Bogdan Zdrojewski - minister kultury i dziedzictwa narodowego.

Wieloletnią tradycją są już honorowe patronaty ambasadorów i konsulów wielu krajów nad narodowymi spektaklami.

Władimir Grinin ambasador Federacji Rosyjskiej w RP objął patronat nad spektaklem "Kicia" Wsiewołoda Czubenki, a konsul generalny Rosji w Poznaniu, Władimir Kuzniecow otoczył opieką spektakl "Przewodnik po świecie kulis" w wykonaniu Jeleny Charitonowej.

Ambasador Republiki Węgierskiej Robert Kiss zaopiekował się monodramem "Wojna Klamm'a" w brawurowym wykonaniu Petera Scherera. Jeśli Pan Ambasador pojawi się na Scenie na Świebodzkim, to jak wszystcy będzie się pocił nad kartkówką.

"Cieszę się, że co roku w ramach Festiwalu występują artyści litewscy, co przyczynia się również do wzmacniania związków dobrosąsiedzkich" - napisał do organizatorów ambasador Republiki Litewskiej Egidijus Meilunas, który objął patronatem honorowym monodram Aleksandrasa Rubinovasa "Spektakl po spektaklu".

Jan Sechter, ambasador Republiki Czeskiej tak napisał do dyrektora WROSTJA: "Niezmiernie cieszy mnie fakt, iż dzięki Pana szerokim kontaktom w świecie teatru i niesamowitemu osobistemu zaangażowaniu, co roku udaje się zaapewnić udział czeskich artystów na festiwalu, za co pragnę Panu bardzo serdecznie podziękować. Z niekłamaną przyjemnością obejmę patronatem spektakl "Svou vlastni żenou" ("Jestem swoją własną żoną") w wykonaniu Pavla Smolarika.

42. WROCŁAWSKIE SPOTKANIA TEATRÓW JEDNEGO AKTORA 2008

Dziennik festiwalowiczów
=================================================
CZWARTEK 22 listopada


SPOJRZENIE PIERWSZE

PARADYGMAT MĘSKI?
W drugim dniu WROSTJA na scenie zaprezentowali się Panowie. Największe wrażenie zrobił na mnie „Hamlet” w interpretacji Arama Hovhannisiana z Armenii. Nic dziwnego, od zeszłego roku wiemy, że tam są fachowcy od wystawiania Szekspira, o czym niech świadczy fakt, że ich monodramy są ich indywidualną interpretacją dzieł wielkiego dramaturga. Aktor zbudował swoją wypowiedź głównie na monologach tytułowego Hamleta, zupełnie nie martwiąc się tym, że je po kilkakroć powtarza w różnej konfiguracji. Przy tym stworzył obraz barwny, plastycznie sugestywny. Wykorzystał efektownie dym, podświetlony światłem, biało-purpurową materię rozwieszaną w zależności od potrzeb na czterech hakach umocowanych na linach i element garderoby – biały szal, początkowo spięty fantazyjnie zamiast krawata. Ten ostatni, moim zdaniem, zagrał najpiękniej. Stał się zwiewnym ucieleśnieniem równie eterycznej Ofelii, którą Hamlet kieruje „do klasztoru”. Najbarwniej teatralnie zagrała biało-purpurowa materia. Za każdym razem, kiedy bohater walczył z jej naturalnym oporem, to tak jakby walczył sam ze sobą, z zastaną rzeczywistością, z ułomnościami jednostki. Bardzo to wszystko było przemyślane, przestudiowane i precyzyjnie zagrane.
Drugim spektaklem drugiego dnia WROSTJA był w moim odczuciu „Chaplin” Pip Uttona z Anglii. Monodram przedstawił historię najsłynniejszego komika wszech czasów. Paradoksalnie sam w sobie był raczej smutny. W przestawieniu jest wiele ciekawych pomysłów scenicznych na stworzenie niebanalnej opowieści Uttona. Mnie najbardziej spodobało się wykorzystanie filmu w teatrze i to jeszcze w taki sposób, że płaski obraz filmowy nagle otrzymał głębię. Coś niezwykłego. Spodobała mi się również klamra kompozycyjna, która stworzyła pretekst do opowieści i możliwość wybrzmienia najbardziej gorzkiej i bolącej prawdy. Z przyczyn zawodowych z ogromną empatią odbierałam tragedię, jaka stała się udziałem nauczyciela – pasjonata, a zarazem furiata w „Wojnie Klamm'a” w wykonaniu Petera Scherera z Węgier. Z jednej strony było mi go żal, a z drugiej – nie umiałam odnaleźć wyjaśnienia dla jego wielu poczynań. Rozumiem, że sprawa samobójstwa ucznia, mogła negatywnie wpłynąć na psychikę nauczyciela, ale nie znalazłam przyczyn obwiniania się o całe zło tego świata. Najciekawsze sceny to te, w których aktor wchodzi w bezpośredni kontakt z widzem: gdy go zagaduje, zadaje problemy do rozwiązania, tłumaczy. Dzięki temu zabiegowi widz jest cały czas wewnątrz akcji, jest kimś, kto nie tylko bezmyślnie gapi się na poczynania aktora, ale kimś, kto współtworzy spektakl.
Pozostałym dwom spektaklom mówię NIE. O ile jeszcze Wsiewołod Czubenko z Rosji w spektaklu „Kicia” urzekł mnie swoją grą aktorską, całym warsztatem – wypracowanym, przemyślanym, wystudiowanym. O tyle Pavel Smolarik z Czech w monodramie „Jestem swoją własną żoną” mnie znużył, zmęczył i źle nastroił. Pierwszy z Panów, moim zdaniem, wybrał zbyt błahy temat bądź zbyt schematycznie go zinterpretował i zaprezentował. Ja rozumiem, że dzieje przywoływanego Kota są metaforą życia ludzkiego, ale jak sobie pomyślałam, że tyle czasu zostało poświęcone na wymienianie zaliczonych „panienek”, a po seks bohater wyjechał zagranicę, jak niegdyś „za chlebem”, to się zbuntowałam. A warsztatowo – jak już wspomniałam – to było prawdziwe mistrzostwo. Drugi z aktorów chyba zapomniał, czemu służy czerwony długopis i nożyczki na etapie konstruowania historii i w swój monolog wpisał spokojnie ze trzy spektakle na podobny temat. Poza tym i aktorsko nic rewelacyjnego, bo przecież konstrukcja monodramu opiera się li tylko na relacji historii przez bohatera.
Tak sobie myślę, że jak się ma coś konkretnego do powiedzenia, to i 30 minut wystarczy, a jak się stoi na scenie dla samego stania nań, to i cały dzień gadania będzie mało. Warto szukać sensu swojej wypowiedzi, zanim się zrobi następny krok. Wtedy widz z ochotą podąży za aktorem.
ELWIRA MILITOWSKA

SPOJRZENIE DRUGIE

COŚ NIE TYLKO O KOTACH
Wsiewołod Czubenko zaprezentował warsztat aktorski, który zachwycił publiczność zgromadzoną na Scenie na Świebodzkim. Kicia opowiedział o swych niezwykłych przygodach godnych filmu sensacyjnego: próba zamachu na wolność, rozpaczliwa ucieczka, przypadkowe – nieprzypadkowe spotkania, a wszystko na linii Rosja – Niemcy, by zakończyć się w Ameryce. Dzięki monodramowi poznaliśmy arkana życia seksualnego kotów, które są wspaniałymi zwierzętami, posiadającymi zdolności telepatycznego kontaktu z człowiekiem. Tłumaczenie tego przedstawienia mogło było zbędne. Rosyjski głos i dusza trafiał do mnie dzięki niezwykle sugestywnej grze aktora.
CHAPLINADA
Monodram z Wielkiej Brytanii, można śmiało rzec, a nawet napisać, stanowił ciekawe urozmaicenie WROSTJA 2008. W centrum scenografii znajdował się ekran. W trakcie spektaklu mogliśmy obejrzeć fragmenty filmów stylizowanych na wzór tych, które charakteryzowały początek kina. Pip Utton doskonale wykorzystał możliwość ożenku obu rzemiosł: teatru i filmu. Podczas monodramu teatr i film przenikały się wzajemnie doskonale. Byliśmy świadkami romansu sztuk. Smutna historia opowiedziana przez Pip Utton dotyczyła procesu przemijania, starości, ale także refleksji związanej z pochodzeniem człowieka, jego dzieciństwem i wpływem tych czynników na emocje, które towarzyszą ludziom przez całe życie. Jak przystało na rzecz z udziałem obywatela świata Chaplina, jeżeli pojawiał się śmiech, to był to także śmiech przez łzy.
MATERIA HAMLETA
Materia ta w ujęciu armeńskim wygląda imponująco. Kto nie był, niech żałuje. Tłumaczenie było wspaniałym pomysłem. Mam wątpliwości jedynie natury formalnej – czy w tym spektaklu wziął udział tylko jeden aktor? Jedynym elementem scenografii była przedziwna płachta. Kawałek materiału tak skonstruowany, że ożywał dzięki aktorowi na scenie. Aram Hovhannisian zanurzał się w niego, brodził w nim, raz materia stanowiła szatę, raz nieznaną przestrzeń, raz przypominała wręcz łono matki. Materia grała wraz z aktorem, ukazywała ból, rozpacz, bunt granej postaci. Niewątpliwy geniusz autora słów oraz dopracowany w szczegółach warsztat aktorski złożyły się na - użyjmy truizmu – sukces.
IZA WOJTYCKA

SPOJRZENIE TRZECIE

HAMLET I INNE DZIEŁA
„Hamlet” Arama Hovhannisiana imponuje efektowną scenografią, w którą aktor wkomponowuje się rozmaicie i niekonwencjonalnie. Biało-czerwony materiał jest w trakcie spektaklu w różny sposób doczepiany do czterech metalowych „sznurów” zwisających z góry; aktor rozpina go, umieszcza głowę w znajdującym się po środku otworze, owija się tą płachtą lub znika w drzwiach, pozostawiając za sobą jej długi tren.
Artysta gra z materiałem, którego ułożenie wyznaczają różne sekwencje akcji. Na przykład bohater kilkakrotnie powtarza fragment dramatu, zaczynający się od słów „Być albo nie być...” – towarzyszą mu rozmaite sposoby wykorzystania dwubarwnego materiału: aktor wchodzi do jego „wnętrza”, huśta się na nim jak na huśtawce, kurczowo go przytrzymuje, wypowiadając szybko tekst sztuki. Ułożenie płachty jest symboliczne, sugeruje wiele znaczeń i ma różne funkcje. Pojawia się scena, w której dobrze to widać: aktor leży na podłodze zawinięty w materiał, turla się w nim po niej i mówi o raku, który toczy wszelką naturę. Analogia między słowami i obrazem scenicznym jest oczywista.
W przedstawieniu pojawiają się również kobiety przedstawione jako rekwizyty, które przywołują ich sylwetki. Ofelia to biała chusta, z którą Hamlet konwersuje. Zaś Gertruda to materiał, o którym wcześniej wspominałam, zawieszony po środku sceny i przepasany w połowie tą samą białą chustą, która tutaj pełni funkcję wstęgi sukni. Rozwiązania pomysłowe i wizualnie bardzo ciekawe.
Ważną rolę pełni w przedstawieniu światło, punktowe, momentami jaskrawe, ostro odbijające się od błyszczącej tkaniny, oraz nastrojowa muzyka. Widać też umiejętność nawiązania kontaktu z widzem, gdy bohater wchodzi w widownię i zadaje jej pytanie, siadając na krześle: „Znam Cię, jesteś rybakiem?”.
JAK WSPANIAŁYM CZŁOWIEKIEM BYLIŚMY -CHARPLIN
Bohater grany przez Pipa Uttona to starszy pan z laseczką, który drepcze w tę i z powrotem, słodzi herbatę i mówi o Bożym Narodzeniu. Nic nadzwyczajnego. A jednak. Główną zasadą tego monodramu jest schizofreniczne przeciwstawienie Charliego: sentymentalnego i wrażliwego, ale też hipokrytę, Chaplinowi: rubasznemu, sprośnemu, ale mówiącemu o trudnej prawdzie. Niedowartościowanie i żal Charliego z powodu ulotnej sławy miesza się z przeświadczeniem Chaplina o jego wielkości artystycznej, która wszystko usprawiedliwia: „Nie możecie mnie oceniać zbyt surowo” jest wypowiedź alter ego Charliego: „artyści nie podlegają normalnej normalności”, „jestem najwspanialszym aktorem na świecie”.
Przedstawienie wykorzystuje mit kinematograf; wyświetla sceny, w których gra Chaplin-Utton i inni aktorzy. Wyświetlane sceny dopisują dodatkową narrację sceniczną do dziejącej się już akcji spektaklu. Aktor utrudnia sobie sposób posługiwania się kinematografem, bo ingeruje w projekcję i wchodzi w wyświetlaną sytuację; płynnie dorabia autentyczne „dzianie się” na scenie w swoim wykonaniu do tego, co pokazuje wykorzystany sprzęt. Na szczególną uwagę zasługuje postać samego aktora Pipa Uttona, znanego chociażby ze świetnie zrealizowanego filmu „Dziewczyna z perłą”. Uttona cechuje swoboda bycia z widzem, grania dla niego i mówienia prawdy danej postaci scenicznej. Dysponuje świetnie opanowanym warsztatem aktorskim, a to, co mówi i sposób, w jaki to robi, jest zajmujące i angażuje percepcję odbiorcy.
KBSMZ – KOT BEZ STAŁEGO MIEJSCA ZAMIESZKANIA
„Kicia” Wsiewołodowa Czubenki to tak naprawdę Kocio, KBSMM, czyli Kot Bez Stałego Miejsca Zamieszkania, który opowiada o swoich perypetiach, związanych z pobytem w Rosji, podróżą do Niemiec, a w finale również do Stanów Zjednoczonych. Sceneria, w której pojawia się główny bohater, nie jest skomplikowana. Składa się na nią jedynie hamak, na którym bohater nie tylko leży, ale również z niego spada, oraz zmieniające się oświetlenie i cień postaci pojawiający się w tle.
Tekst sztuki jest komiczny – przedstawia zarówno sytuacje codzienne, jak i sensacyjne, oparte na relacjach damsko-męskich i kokainowych porachunkach. Wykorzystuje przy tym sporo wulgaryzmów, czerpie również z rosyjskiego slangu.
KAŻDY NAUCZYCIEL JEST MORDERCĄ
* Po pierwsze – potraktowanie publiczności jak uczniów; zlikwidowanie podziału na scenę i widownię, pozostaje tylko scena, na której są też widzowie = uczniowie. * Po drugie – kontakt z widzem; maksymalne zbliżenie twarzą w twarz tak, jak w relacjach nauczyciel-uczeń. * Po trzecie – przedstawienie kondycji nauczyciela, który ma coś do powiedzenia.
Nauczyciel jawi się, nieco karykaturalnie, jako nieszczęśliwy degenerat, który na lekcji nadużywa alkoholu, wymiotuje i mierzy do siebie z pistoletu, dręczony wyrzutami sumienia z powodu samobójstwa jego ucznia. Mimo „mocnego” stwierdzenia, że relacja nauczyciel-uczeń, nauczyciel-szkoła, system szkolnictwa, „ciało pedagogiczne” to jaskrawe przeciwieństwo i przyczyna wojny – bohater zna ideę edukacji. W finale stwierdza, że każdy uczeń zasłużył na to, by nauczyciel go kochał i szanował. Jego działanie jest negacją tej prawdy. Na tym też polega jego dramat – był nauczycielem z zasadami i jednocześnie chciał być belfrem uznanym i tolerowanym.
Ciekawy jest sposób zachowania się publiczności. Widzowie stają się uczniami i tak się zachowują: nerwowo chichoczą, reagując na reprymendy nauczyciela lub rozwiązują testy, bo nie wiedzą, czy ten test to rekwizyt czy tylko Gombrowska – „pupa”.
KAROLINA TOMCZAK


© content WROSTJA | Popraw stronę